brak ładowania + zwiększone obroty (spalanie) + wiszący wąż
: 25 kwie 2011, 9:00
Poniżej prezentuję wiązankę objawów, jakimi przywitała mnie dorożka przy okazji Wielkiejnocy.
Parę dni temu podczas jazdy zauważyłem zapaloną kontrolkę ładowania. Nie miałem przy sobie miernika, więc zrobiłem zakupy, po czym licząc na fart (że odpali) podjąłem ewakuację ku domowi. Udało się, auto odpaliło a kontrolka nie świeciła podczas jazdy. Następnego dnia znowu świeciła, ale do pracy niedaleko, więc pojechałem. Powrót także udany, jednak już pod domem dało się słyszeć, że auto pracuje na wyraźnie zwiększonych obrotach - tak, jakbym miał ssanie i je włączył. Pozostawiłem samochód aż do dzisiejszego poranka...
Zmierzyłem napięcie akumulatora przed uruchomieniem: 12,32V. Silnik uruchomił się prawidłowo, lecz nie zszedł po chwili na niższe obroty, jak zwykł to robić zazwyczaj. Zmierzyłem napięcie na aku podczas pracy silnika (światła, nawiew i cała reszta wyłączone): 8,30V. Silnik pochodził może jakieś 4-5 minut na jałowym, po czym spostrzegłem, że wskazówka poziomu paliwa zeszła z 30 do 20 litrów. Wewnątrz wyraźnie czuć było benzynę. Wyłączyłem silnik - akumulator rozładowany do zera, ponownie nawet nie raczył zakręcić. Żadnych wycieków paliwa pod samochodem. Przy okazji wciskania głowy pod budę celem obejrzenia sondy (czy aby siedzi na swoim miejscu) zauważyłem wiszący czarny gruby gumowy przewód. Wychodzi z głowicy (spod niej?) mniej więcej pod filtrem powietrza, gdzie rozwidla się przy samym wlocie, dając cienką odnogę, idącą ku górze. Ta gruba końcówka nie wiem, dokąd powinna iść - obejrzałem blok silnika na tyle, na ile widać, ale nie zauważyłem żadnego wolnego wlotu. Czy to przewód układu chłodzenia?
No i ogólnie, co się dzieje z tą dorożką... Brak ładowania mógłbym wytłumaczyć awarią alternatora, ale żeby od razu jakieś węże urywało i żeby spalanie rosło do 10L/5min? Mile widziane wszelkie sugestie.
Parę dni temu podczas jazdy zauważyłem zapaloną kontrolkę ładowania. Nie miałem przy sobie miernika, więc zrobiłem zakupy, po czym licząc na fart (że odpali) podjąłem ewakuację ku domowi. Udało się, auto odpaliło a kontrolka nie świeciła podczas jazdy. Następnego dnia znowu świeciła, ale do pracy niedaleko, więc pojechałem. Powrót także udany, jednak już pod domem dało się słyszeć, że auto pracuje na wyraźnie zwiększonych obrotach - tak, jakbym miał ssanie i je włączył. Pozostawiłem samochód aż do dzisiejszego poranka...
Zmierzyłem napięcie akumulatora przed uruchomieniem: 12,32V. Silnik uruchomił się prawidłowo, lecz nie zszedł po chwili na niższe obroty, jak zwykł to robić zazwyczaj. Zmierzyłem napięcie na aku podczas pracy silnika (światła, nawiew i cała reszta wyłączone): 8,30V. Silnik pochodził może jakieś 4-5 minut na jałowym, po czym spostrzegłem, że wskazówka poziomu paliwa zeszła z 30 do 20 litrów. Wewnątrz wyraźnie czuć było benzynę. Wyłączyłem silnik - akumulator rozładowany do zera, ponownie nawet nie raczył zakręcić. Żadnych wycieków paliwa pod samochodem. Przy okazji wciskania głowy pod budę celem obejrzenia sondy (czy aby siedzi na swoim miejscu) zauważyłem wiszący czarny gruby gumowy przewód. Wychodzi z głowicy (spod niej?) mniej więcej pod filtrem powietrza, gdzie rozwidla się przy samym wlocie, dając cienką odnogę, idącą ku górze. Ta gruba końcówka nie wiem, dokąd powinna iść - obejrzałem blok silnika na tyle, na ile widać, ale nie zauważyłem żadnego wolnego wlotu. Czy to przewód układu chłodzenia?
No i ogólnie, co się dzieje z tą dorożką... Brak ładowania mógłbym wytłumaczyć awarią alternatora, ale żeby od razu jakieś węże urywało i żeby spalanie rosło do 10L/5min? Mile widziane wszelkie sugestie.